sobota, 29 czerwca 2013

ambitnie

Jej, czuję się jak kupa gówna. Łapie mnie jakieś choróbsko, bolą mnie kości, jest mi zimno, gardło boli mnie tak, że czuję się jakbym miała wiadro gwoździ w nim:( Popijam chyba milionową herbatę w ciągu tego dnia. Brałam już wszystkie najmożliwsze leki na gardło, psikałam różnymi preparatami, płukałam wodą z solą, ale nic nie działa, oh God :< Oby to nie angina.

Ale plus jest taki, że przez to gardło nie mogę nic przełykać i nic praktycznie nie jem.

Gorące lato-gdzie jesteś? Niefajnie jest, kiedy temperatura spada z 35 st. do 15.

Moi przyjaciele jadą do Bułgarii za kilka dni, ja w takim razie chyba zrobię tygodniowy wypad do babci na wieś.

Na chwilę obecną:
kisiel-110 kcal
3 toffifee-123 kcal
+z 10 kubków herbaty

Chcę w sobie wytworzyć systematyczność, postaram się rozliczać się ze swoich bilansów codziennie :) Buziaki, mam nadzieję, że Wy jesteście zdrowe!:*

+nigdy nie mam pomysłu na tytuły postów :D

wtorek, 25 czerwca 2013

odzyskuję siły? oby

Jestem na siebie strasznie zła.
Poszłam do sklepu, w którym wypiekają przepyszne bułeczki. No i tak myślę, że może zjem sobie bagietkę z masłem czosnkowym. I co? Zjadłam! Nie mając pojęcia, do mojego bilansu przybyło aż 550 kalorii za jedną taką bagietkę! Jezu!!!

Wiecie, chyba odzyskałam stracone siły. Popijałam dzisiaj coca-colę, i w pewnym momencie naszła mnie taka myśl: "co ty, dziewczyno, wyrabiasz?! ogarnij się!". Tak, chyba pomyślałam, że za mało mi tłuszczu.
Do wyjazdu nad morze może dużo już nie uda mi się schudnąć, za to na nowy rok szkolny, i co ważniejsze-półmetek- będę chuda! Obiecuję to i sobie i Wam.

A teraz idę spalić nadmiar kalorii:) Buziaki:*



niedziela, 23 czerwca 2013

stoję w miejscu

Jezu, za grosz silnej woli.
Waga stoi w miejscu.
Wakacje za 6 dni.
Od poniedziałku chyba przejdę na SGD, jak kiedyś. Ale będę silna! Lepiej mi, gdy mam narzucone limity kalorii i wyznaczone cele.
A więc: 66kg do 30 czerwca!

wtorek, 18 czerwca 2013

challenge undone

Dziś rano 67,2.
Miałam w ciągu tego tygodnia zrzucić 2kg, zrzuciłam 1.

Kolejne wyzwanie: do niedzieli zejść poniżej 67 !


Oh God, mam ostatnio sezon imprez, poznałam mnóstwo mega-zajebistych ludzi, mega fajnych chłopaków, a problem w tym, że moja kumpela, widząc że gadam z jakimś kolesiem, odciąga go ode mnie i zaczyna z nim rozmawiać. Fakt, że jest ładniejsza, szczuplejsza i bardzo kontaktywna działa na chłopaków jak lep na muchy, ale ona ma chłopaka!

Ech. Na razie skupiam sie na nie-jedzeniu i zrzuceniu wszystkich zbędnych kilogramów (i tego co dziś zjadłam..).

Buziaki w pysiaki!:*

wtorek, 11 czerwca 2013

czekając na cud

Wiem, że się nie odzywam.
Napiszę jak zobaczę na wadze 66 kg. To już niedługo, tylko 2 kg!
Czy dam radę do 18 czerwca? Tydzień to dużo!
Życzcie mi powodzenia;)

wtorek, 4 czerwca 2013

keep trying

Nigdy tego nikomu nie mówiłam, nie chciałam, żeby ktokolwiek myślał, że jestem stuknięta.

Moi rodzice zapisali mnie kiedyś do psychologa. Było to dwa lata temu, kiedy wróciłam pijana do domu. Moje przyjaciółki myślą, że powodem, dla którego poszłam na wizytę, było właśnie spożycie alkoholu, ale do tego doszło coś jeszcze. 
Miałam wtedy za sobą ciężki okres, naprawdę. W domu mi się nie układało, chłopak mnie zdradził, przez to wszystko zawalałam szkołę, do tego moja 'przyjaciółka' całkowicie się ode mnie odcięła po znalezieniu sobie chłopaka. 
Nie miałam wtedy żadnych, zerowych chęci do życia. Nic nie trzymało mnie na świecie, czułam się wyprana z wszystkich emocji. Nie czułam nic, wegetowałam-nie można tego inaczej nazwać. Zero smutku, zero żalu, zero czucia. Fizycznego, psychicznego. Wtedy też doszłam do wniosku, że z dwojga złego, lepsza jest zejście z tego świata niż pozostawanie na nim bez żadnych emocji, uczuć. 
Po mojej wpadce z pijanym powrotem, moi rodzice włamali się na moje konto na gg, przejrzeli rozmowy, i stąd też dowiedzieli się, że tamtego dnia poszłam sama, z butelką wódki i dwoma paczkami leków nasennych w moje ukochane miejsce-nad pobliski staw.

Nie wiem, dlaczego nie umarłam. Ba, czemu nawet nie wylądowałam w szpitalu. Najwidoczniej nie połknęłam wszystkich tabletek, a te które spożyłam, musiałam zwymiotować z nadmiaru wódki.

Dziś też mam takie momenty, w których czuję, że nie zniosę sekundy dłużej swojego życia. Ale wtedy przypomina mi się tamta sytuacja. Mówię sobie, że najwidoczniej chciałam żyć, skoro nadal tu jestem. I nadal zmagam się z codziennością.

                                                                                                                                                                              Czasami żałuję, że się nie udało




sobota, 1 czerwca 2013

milion

Jest post, jak obiecałam.
Cóż, dziś na wadze było 67,9. To dobrze, biorąc pod uwagę, że tydzień temu było 69 z hakiem.
Wiecie, co dostałam na dzień dziecka? Słodycze! Wielką, pełną pakę słodyczy. Przyszły do mnie koleżanki, więc dwie czekolady i paczkę michałków wepchnęłam w nie. Jestem z siebie dumna! To one będą grubsze, nie ja.

Ten tydzień przebiegł stosunkowo dobrze. Poniedziałek, wtorek i środa były dniami głodówki, w czwartek zjadłam jakieś dziwne, wysokokaloryczne krakersy z makiem, w piątek i dziś-trochę gorzej, jednak nadal dobrze.

Wiecie, czasami czuję się tak, że całkowicie się zatracam w diecie i liczeniu kalorii. Każdy produkt lądujący w koszyku na zakupach musi mieć najmniejszą zawartość kalorii i tłuszczu (nawet coś słodkiego, o ironio). Wczoraj moja przyjaciółka kupiła sobie dwie bułeczki z ciasta francuskiego z serem i brzoskwinią. Patrzyłam i przeliczałam na kalorie każdy kęs, który przełykała. 100 kalorii, 200 kalorii, 500 kalorii... Jak można zjeść dwie takie bomby kaloryczne pod rząd?

A ja, z każdym gryzem czuję się, jakbym ważyła milion kilogramów. Poczucie bycia chudą coraz bardziej i szybciej przysłania mi wszystkie inne aspekty życia.