Weszłam dziś rano na wagę i z radością zauważyłam, że dzielą mnie tylko malutkie liczby do zobaczenia tego cholernego 67 na wadze!
Weekendowe SGD zawalone na całej linii, katastrofa, masakra, nie wiem jak to nazwać.
Zjadłam dziś chyba z 5 kawałków szarlotki. Boże, to było takie pyszne. Gdyby była norma na wielkość kawałków ciasta, uwierzcie, te przekraczałyby tą normę dwukrotnie.
Po tym zawaleniu aż mi wstyd publikować notkę. Wstyd mi przede mną, przed sobą.
Czuję sie okropnie po obżarstwie, ale mam dziwne wrażenie, że ono dało mi motywację do działania (co ze mną nie tak? :D).
Wiec od jutra trzymamy sie rozpiski, nie ma zadnych slodyczy. (!!!)
Zobaczycie, będzie lepiej:)
Tego też wam życzę, buziaki:*
100 x brzuszki, 100 x przysiady
Ja ogarnęłam się po tygodniu obżarstwa i plus strasznych, kalorycznych świętach! I od tej pory trzymam się - nie zapeszając! Także czasem, że osiągnąć sukces, pierw trzeba upaść. Trzymam kciuki, żebyś doszła na sam szczyt! Pozdrawiam :*
OdpowiedzUsuń